Szczur lądowy na pokładzie, czyli mój pierwszy rejs na jachcie
Porady dla żeglarzy
7 lutego 2020
Jeżeli ktoś nie był jeszcze na rejsie jachtem i rozważa taki rodzaj wypoczynku lub interesuje go jak zniosłam pierwszy rejs i chorobę morską, serdecznie zapraszam do przeczytania mojego wpisu na bloga. Wczesnym latem miałam przyjemność uczestniczyć w swoim pierwszym w życiu rejsie na jachcie w Chorwacji. Rejs trwał 7 dni i na ten okres czasu moim mobilnym domem stał się zgrabny i zadbany Sun Oddysey 44i.
Razem ze skipperem prowadzącym rejs było nas 9 osób na pokładzie. Jako załoga mieliśmy do dyspozycji 4 kabiny 2-osobowe, przestronną mesę (czyli kuchnia z salonem) oraz 2 łazienki. Z racji tego, że pogoda nam mocno dopisywała, skipper spał na pokładzie pod chmurką, ja natomiast zakwaterowałam się w mesie. Na moje szczęście, załoganci, którzy jako pierwsi rozpoczynali dzień na jachcie, zawsze dbali o to, abym i ja dostała filiżankę świeżo zaparzonej kawy.
Jak już wspominałam, był to mój pierwszy rejs w życiu i na dodatek nie posiadałam żadnego żeglarskiego doświadczenia. Jakby tego było mało, od zawsze dokucza mi choroba lokomocyjna i morska. Mimo to, do Chorwacji dojechałam autokarem. Niecałe 24h zajęła mi podróż z Warszawy do mariny Kastela, gdzie mieliśmy zaokrętowanie (czyli rozpoczęcie rejsu). Ku mojemu zdziwieniu, bardzo dobrze zniosłam całą podróż autokarem. Przejazd minął szybciej niż się wydawało, kierowcy jechali bardzo płynnie, przez co mój błędnik nie wariował. Częste przerwy na trasie były idealnym momentem na zaczerpnięcie świeżego powietrza i rozprostowanie nóg. Do Kasteli dotarłam cała i zdrowa, gotowa aby zmierzyć się tym razem z chorobą morską (przynajmniej w mojej głowie wydawało się, że będzie to nierówna walka).
Cała załoga dotarła do mariny mniej więcej w tym samym czasie. Kapitan był już na miejscu i czekał na odbiór jachtu. Po naszym zaokrętowaniu i krótkim przemówieniu skippera, wzięliśmy listę zaprowiantowania i razem udaliśmy się do pobliskiego marketu. Potem podzieliliśmy się na tzw. wachty kambuzowe, czyli kto i z kim będzie w dany dzień odpowiadał za posiłki dla całej załogi na jachcie. Wieczorami zazwyczaj udawaliśmy się na ląd, aby delektować się chorwacką kuchnią.
Mój dzień na jachcie zaczynał się przede wszystkim od wspomnianej już filiżanki kawy. Część załogi wypoczywała w kabinach, a część łapała już pierwsze promyki słońca na pokładzie (witaminy D nigdy za dużo). Po wspólnym śniadaniu przygotowanym przez wachtę, kapitan przedstawiał nam planowaną trasę na bieżący dzień i wyruszaliśmy dalej. Codziennie udawało nam się odwiedzić przynajmniej kilka nowych miejsc. Najpiękniejsze zakątki, w których cumowaliśmy (bądź rzucaliśmy kotwicę) były zwykle niedostępne lub trudno dostępne dla turystów, którzy spędzali urlop stacjonarnie na lądzie. Piękne zatoczki, małe wysepki i malownicze plaże przyciągały nie tylko swoim urokiem, ale i spokojem jaki tam panował, z dala od całego zgiełku kurortów.
W Chorwacji byłam już kilkukrotnie. Podczas rejsu żeglowaliśmy również w miejsca, które miałam już okazję zwiedzić. Dzięki pełnej swobodzie jaką zapewniała nam podróż jachtem, mogłam odkryć znane mi już dotąd miejsca z zupełnie innej perspektywy. Do tej pory jestem pod wrażeniem tego jak dużą wolność daje taki rodzaj wypoczynku. Niejednokrotnie w przeszłości musiałam zrezygnować ze zwiedzania (np. z wizyty w Błękitnej Jaskini, czyli Modra Špilja), ponieważ koszt wszystkich wycieczek organizowanych przez lokalne biura przewyższał nieco mój budżet. Na moje szczęście żeglowaliśmy akurat w pobliżu wyspy Biševo i zatrzymaliśmy się niedaleko jaskini. Z jachtu wsiedliśmy prosto na pokład lokalnej łódki, która za niewielką opłatą (osobiście uważam, że wysokość opłaty była adekwatna do wrażeń z jaskini) zabrała nas na zwiedzanie Błękitnej Jaskini. Po powrocie na jacht, kontynuowaliśmy naszą morską przygodę i mieliśmy jeszcze wiele okazji do zachwytów nad Środkową Dalmacją.
Ciężko jest porównać ze sobą tydzień spędzony w hotelu czy apartamencie, do tygodnia spędzonego na jachcie. Obie formy wypoczynku bardzo się od siebie różnią, dlatego nie będę wymieniać wszystkich za i przeciw. Natomiast muszę przyznać, że podczas rejsu wielkim plusem był fakt, że codziennie budziłam się otoczona nowymi, pięknymi widokami. Tam po prostu nie było czasu na nudę. Każdy odpoczywał według własnej definicji. Jedni zażywali kąpieli słonecznych, inni wodnych, jedni czytali książkę, drudzy z zaciekawieniem słuchali kapitańskich opowiadań i przy każdej możłiwej okazji doskonalili swoje umiejętności żeglarskie. Wisienką na torcie była nasza dobrze zgrana załoga, nieco zróżnicowana pod wzgędem płci, wieku oraz zainteresowań. Mimo to bardzo miło spędziliśmy ze sobą czas i każdy wrócił do domu z naładowanymi bateriami i pozytywnymi wspomnieniami.
Poniżej przedstawiam swoją unikalną listę rzeczy, które warto wiedzieć przed rejsem, przetestowane na własnej skórze, zainspirowane własnymi refleksjami:
Na rejsie bardzo ważne jest to, aby zabrać ze sobą dobre okulary przeciwsłoneczne. Morska woda, wiatr i słońce mogą sprawić, że oczy będą lekko podrażnione. Z racji tego, że należę do grona osób z wrażliwymi oczami, wzięłam ze sobą również nawilżające krople do oczu do użytku doraźnego. I tutaj dobra rada szczura lądowego brzmi: nigdy nie zakrapiaj oczu podczas żeglugi, ponieważ gdy jacht się kołysze po turkusowej wodzie Adriatyku, aplikator może wylądować w oku … aplikator w oku może NIE pomóc w walce z podrażnieniem. Informacja przetestowana na własnej skórze. Następnym razem zaczekać, aż dobijemy do lądu
Na rejsie, w którym miałam przyjemność uczestniczyć po raz pierwszy, byłam jedyną osobą bez doświadczenia żeglarskiego. Podczas prezentowania załodze urządzeń pokładowych po pytaniu ''czy wiesz jak działa spłuczka?'' oczywiście odpowiedziałam, że tak. Przecież nie mogłoby to być nic trudnego. Zapis w moim pamiętniku z rejsu powinien później wyglądać tak: ''dzień III, nareszcie wiem jak działa spłuczka...''. Obsługa toalety na jachcie nieco się różni od tego do czego jesteśmy przyzwyczajeni na co dzień. W każdym razie, słuchajcie uważnie co kapitan mówi i wszystko będzie dobrze.
Wyobraźcie sobie, że rzuciliśmy kotwicę w kolejnej malowniczej chorwackiej zatoczce i musimy przedostać się na brzeg np. w celach turystycznej eksploracji okolicy. Załoga bierze się za wodowanie pontonu, którym popłyniemy na ląd (zazwyczaj 3-4 osoby jednocześnie). Po obfitej kolacji w lokalnej knajpce, wracamy na jacht tak samo zadowoleni co nasze kubki smakowe. W drodze powrotnej pontonem, wyobraź sobie, że nagle braknie nam paliwa i silnik nas już nie napędza. I teraz uwaga: kiedy Kapitan woła: ‘’łapać za pagaje’’ to nie należy przeszukiwać kieszeni w poszukiwaniu suchego prowiantu, na czas aż ktoś nas uratuje, tylko należy wziąć wiosło w dłoń i ‘’pagajować’’ w kierunku naszego jachtu. Pewnie większość z Was obyta jest ze słowem pagaj, jednakże jak przystało na prawdziwego laika, takie określenie wiosła nie obiło mi się wcześniej o uszy, stąd moja lekka konsternacja.
Mam nadzieję, że podczas czytania mojego wpisu na bloga udało mi się Was porwać myślami chociaż na chwilę do malowniczej Chorwacji. Natomiast Ci, którzy nigdy nie byli na jachcie, przekonali się, że żeglarstwo to żadna czarna magia, lecz mnóstwo świetnej zabawy i niezapomnianych wrażeń!
Oliwia
Oliwia, wielkie dzięki za świetną relację z rejsu! Cieszymy się, że Ci się podobało i do zobaczenia na pokładzie :) Wszystkich, którzy są zainteresowani taką formą wypoczynku w pojedynkę, z rodziną lub najbliższymi, zapraszamy do zapoznania się z naszą ofertą rejsów w Chorwacji, Grecji, Hiszpanii, Włoszech, Turcji, Tajlandii na Karaibach, Seszelach, Kubie, Madagaskarze i wielu innych ciekawych miejscach . Odważ się na alternatywne wakacje i wyrusz w morską podróż z nami!
Załoga GlobTourist
Jak już wspominałam, był to mój pierwszy rejs w życiu i na dodatek nie posiadałam żadnego żeglarskiego doświadczenia. Jakby tego było mało, od zawsze dokucza mi choroba lokomocyjna i morska. Mimo to, do Chorwacji dojechałam autokarem. Niecałe 24h zajęła mi podróż z Warszawy do mariny Kastela, gdzie mieliśmy zaokrętowanie (czyli rozpoczęcie rejsu). Ku mojemu zdziwieniu, bardzo dobrze zniosłam całą podróż autokarem. Przejazd minął szybciej niż się wydawało, kierowcy jechali bardzo płynnie, przez co mój błędnik nie wariował. Częste przerwy na trasie były idealnym momentem na zaczerpnięcie świeżego powietrza i rozprostowanie nóg. Do Kasteli dotarłam cała i zdrowa, gotowa aby zmierzyć się tym razem z chorobą morską (przynajmniej w mojej głowie wydawało się, że będzie to nierówna walka).
Cała załoga dotarła do mariny mniej więcej w tym samym czasie. Kapitan był już na miejscu i czekał na odbiór jachtu. Po naszym zaokrętowaniu i krótkim przemówieniu skippera, wzięliśmy listę zaprowiantowania i razem udaliśmy się do pobliskiego marketu. Potem podzieliliśmy się na tzw. wachty kambuzowe, czyli kto i z kim będzie w dany dzień odpowiadał za posiłki dla całej załogi na jachcie. Wieczorami zazwyczaj udawaliśmy się na ląd, aby delektować się chorwacką kuchnią.
Mój dzień na jachcie zaczynał się przede wszystkim od wspomnianej już filiżanki kawy. Część załogi wypoczywała w kabinach, a część łapała już pierwsze promyki słońca na pokładzie (witaminy D nigdy za dużo). Po wspólnym śniadaniu przygotowanym przez wachtę, kapitan przedstawiał nam planowaną trasę na bieżący dzień i wyruszaliśmy dalej. Codziennie udawało nam się odwiedzić przynajmniej kilka nowych miejsc. Najpiękniejsze zakątki, w których cumowaliśmy (bądź rzucaliśmy kotwicę) były zwykle niedostępne lub trudno dostępne dla turystów, którzy spędzali urlop stacjonarnie na lądzie. Piękne zatoczki, małe wysepki i malownicze plaże przyciągały nie tylko swoim urokiem, ale i spokojem jaki tam panował, z dala od całego zgiełku kurortów.
W Chorwacji byłam już kilkukrotnie. Podczas rejsu żeglowaliśmy również w miejsca, które miałam już okazję zwiedzić. Dzięki pełnej swobodzie jaką zapewniała nam podróż jachtem, mogłam odkryć znane mi już dotąd miejsca z zupełnie innej perspektywy. Do tej pory jestem pod wrażeniem tego jak dużą wolność daje taki rodzaj wypoczynku. Niejednokrotnie w przeszłości musiałam zrezygnować ze zwiedzania (np. z wizyty w Błękitnej Jaskini, czyli Modra Špilja), ponieważ koszt wszystkich wycieczek organizowanych przez lokalne biura przewyższał nieco mój budżet. Na moje szczęście żeglowaliśmy akurat w pobliżu wyspy Biševo i zatrzymaliśmy się niedaleko jaskini. Z jachtu wsiedliśmy prosto na pokład lokalnej łódki, która za niewielką opłatą (osobiście uważam, że wysokość opłaty była adekwatna do wrażeń z jaskini) zabrała nas na zwiedzanie Błękitnej Jaskini. Po powrocie na jacht, kontynuowaliśmy naszą morską przygodę i mieliśmy jeszcze wiele okazji do zachwytów nad Środkową Dalmacją.
Ciężko jest porównać ze sobą tydzień spędzony w hotelu czy apartamencie, do tygodnia spędzonego na jachcie. Obie formy wypoczynku bardzo się od siebie różnią, dlatego nie będę wymieniać wszystkich za i przeciw. Natomiast muszę przyznać, że podczas rejsu wielkim plusem był fakt, że codziennie budziłam się otoczona nowymi, pięknymi widokami. Tam po prostu nie było czasu na nudę. Każdy odpoczywał według własnej definicji. Jedni zażywali kąpieli słonecznych, inni wodnych, jedni czytali książkę, drudzy z zaciekawieniem słuchali kapitańskich opowiadań i przy każdej możłiwej okazji doskonalili swoje umiejętności żeglarskie. Wisienką na torcie była nasza dobrze zgrana załoga, nieco zróżnicowana pod wzgędem płci, wieku oraz zainteresowań. Mimo to bardzo miło spędziliśmy ze sobą czas i każdy wrócił do domu z naładowanymi bateriami i pozytywnymi wspomnieniami.
Poniżej przedstawiam swoją unikalną listę rzeczy, które warto wiedzieć przed rejsem, przetestowane na własnej skórze, zainspirowane własnymi refleksjami:
1. Nie zakrapiaj oczu podczas żeglugi.
Na rejsie bardzo ważne jest to, aby zabrać ze sobą dobre okulary przeciwsłoneczne. Morska woda, wiatr i słońce mogą sprawić, że oczy będą lekko podrażnione. Z racji tego, że należę do grona osób z wrażliwymi oczami, wzięłam ze sobą również nawilżające krople do oczu do użytku doraźnego. I tutaj dobra rada szczura lądowego brzmi: nigdy nie zakrapiaj oczu podczas żeglugi, ponieważ gdy jacht się kołysze po turkusowej wodzie Adriatyku, aplikator może wylądować w oku … aplikator w oku może NIE pomóc w walce z podrażnieniem. Informacja przetestowana na własnej skórze. Następnym razem zaczekać, aż dobijemy do lądu2. Choroba morska.
Jeżeli również należycie do osób, które zmagają się z tą przypadłością, nie ma się co obawiać. Kiedy moja załoga zauważyła, że lekko zmieniam kolor na buzi i jestem mniej gadatliwa, po prostu zaczęli ze mną rozmawiać. Strategia jest prosta - pozwól się skupić na czymś innym, w moim przypadku były to między innymi wymarzone podróże (a to w moim przypadku temat-rzeka).3. Łap za ster (jak kapitan pozwoli).
To chyba najskuteczniejszy i najszybszy sposób aby zapomnieć o chorobie morskiej. Jeżeli również jesteście szczurami lądowymi i nigdy nie staliście za sterem, skutecznie odwróci to Waszą uwagę od wszystkiego. Piękne uczucie.4. Zdejmij pranie z relingów.
Po morskich kąpielach, dobrze jest opłukać stroje kąpielowe lub ręczniki ze słonej wody. Na jachcie ciężko o suszarkę do ubrań, dlatego można pranie powiesić na relingu (stalowa linka). Jeżeli wpływacie do portu, mariny lub po prostu zatoczki gdzie zacumowane są inne jachty, upewnij się, że nic na relingu nie wisi. Taka jest zasada na morzu.
5. Co z tą spłuczką?
Na rejsie, w którym miałam przyjemność uczestniczyć po raz pierwszy, byłam jedyną osobą bez doświadczenia żeglarskiego. Podczas prezentowania załodze urządzeń pokładowych po pytaniu ''czy wiesz jak działa spłuczka?'' oczywiście odpowiedziałam, że tak. Przecież nie mogłoby to być nic trudnego. Zapis w moim pamiętniku z rejsu powinien później wyglądać tak: ''dzień III, nareszcie wiem jak działa spłuczka...''. Obsługa toalety na jachcie nieco się różni od tego do czego jesteśmy przyzwyczajeni na co dzień. W każdym razie, słuchajcie uważnie co kapitan mówi i wszystko będzie dobrze.
6. Pagaje to nie jest chorwacki przysmak.
Wyobraźcie sobie, że rzuciliśmy kotwicę w kolejnej malowniczej chorwackiej zatoczce i musimy przedostać się na brzeg np. w celach turystycznej eksploracji okolicy. Załoga bierze się za wodowanie pontonu, którym popłyniemy na ląd (zazwyczaj 3-4 osoby jednocześnie). Po obfitej kolacji w lokalnej knajpce, wracamy na jacht tak samo zadowoleni co nasze kubki smakowe. W drodze powrotnej pontonem, wyobraź sobie, że nagle braknie nam paliwa i silnik nas już nie napędza. I teraz uwaga: kiedy Kapitan woła: ‘’łapać za pagaje’’ to nie należy przeszukiwać kieszeni w poszukiwaniu suchego prowiantu, na czas aż ktoś nas uratuje, tylko należy wziąć wiosło w dłoń i ‘’pagajować’’ w kierunku naszego jachtu. Pewnie większość z Was obyta jest ze słowem pagaj, jednakże jak przystało na prawdziwego laika, takie określenie wiosła nie obiło mi się wcześniej o uszy, stąd moja lekka konsternacja.Mam nadzieję, że podczas czytania mojego wpisu na bloga udało mi się Was porwać myślami chociaż na chwilę do malowniczej Chorwacji. Natomiast Ci, którzy nigdy nie byli na jachcie, przekonali się, że żeglarstwo to żadna czarna magia, lecz mnóstwo świetnej zabawy i niezapomnianych wrażeń!
Oliwia
Oliwia, wielkie dzięki za świetną relację z rejsu! Cieszymy się, że Ci się podobało i do zobaczenia na pokładzie :) Wszystkich, którzy są zainteresowani taką formą wypoczynku w pojedynkę, z rodziną lub najbliższymi, zapraszamy do zapoznania się z naszą ofertą rejsów w Chorwacji, Grecji, Hiszpanii, Włoszech, Turcji, Tajlandii na Karaibach, Seszelach, Kubie, Madagaskarze i wielu innych ciekawych miejscach . Odważ się na alternatywne wakacje i wyrusz w morską podróż z nami!
Załoga GlobTourist